Dawno temu na bagiennej łące, chodziły pionowo cztery świecące zające. Przyglądała się im Pocahontas, bez swej kuli u nogi która zawsze wadziła i między nogami puchate zwierzaki nosiła. Dla przykładu, gdy była u krawca, zażyczyła sobie, by podszył jej parę gaci na fioletowej łące, by nie mogły do nich wskakiwać świecące rozbrykane zające.
Lecz krawiec zaśpiewał
- „Miła baba co skarpety kolorowe nosiła i tańczyła na weselach zająców które nadal są świecące.”
- Chwila, świecące? Czegoś się nażarły?
- No tak, lodówka była niedomknięta.
Ale w lodówce były małe kocięta i baba Jaka nieco stuknięta co masło kleci a co uleci to czekolada i barwi zęby na zielono. To chyba była żaba dodawana do eliksiru stukniętej czarownicy. Nagle do sali wlatuje na miotle, po czym wyciąga z walizki zająca ufajdanego po same uszy farbami do malowania jajek wielkanocnych z których potem robił sałatkę jarzynową.
Zatem odbyła się wielka uczta, na którą przyszła słoniowata żyrafa w towarzystwie siedmiu garbatych krasnoludów na których czele stał Wiedźmin. Zaczęli zatem od kieliszka denaturatu. Po chwili wszyscy byli świecący jak rozbrykane zające, a potem wzięli do ręki parzące piekielnie kieliszki z barszczem sosnowskiego. Ale wtedy Wiedźmin krzyknął:
- Jak Pan może, Panie Pomidorze!
Pomidor na to:
-Spokojnie Wiedźminku. Niechże świecące zające i garbate krasnale pozjadają śniadanie z domieszką majonezu i sera.
-Mmmm. Pyszne śniadanie – powiedział Shrek z Fioną i zatańczył oberka.
Jury było zniesmaczone, ponieważ Shrek ganiał się z nią w berka. A Kopciuszek ryczy, bo złamała obcas.
-Aaaa! Paparazzi! - Krzyczy wniebogłosy Kopciuszek i próbuje stanąć na głowie. Ups, puściła chyba bączka, który pobudził śpiące zające świecące, do fikania kozłów przez barana co miał cztery rogi i splatane nogi lepkie jak guma balonowa o zapachy wywaru ze skarpet. A na głowie miał wianek z potłuczonych szklanek sklejony mazią z krowiego łajna i modem w uszach, by nikt go nie ruszał.
Ale Wiedźmin myśląc, że to Red Bull doda Ci skrzydeł, odleciał w odległe galaktyki by strzelać fotki z kosmicznymi zającami z wielkimi jajami i jednorożcami w złotych kaskach.
A świstak siedział i zawijał Lorda Vadera w gwiezdne pudełko z kartoflanym nosem i polanym sosem. A kury poszły na mury, a na obiad dali ciamciaramcię z kopinarem. A koperek:
- O jak fajnie, zrobić selfie z zającem który był bury bo nie świecił, gdyż dorwała go ciemna strona mocy.
Wedel, czekoladowa rozkosz, płynąca prosto z przydrożnej kanalizy i siedmiu krasnoludów, następnie przyszły zielone glutki, rodacy zająców, glutki rozciągające się po same pachy. Wnet jeden z glutków rzekł:
- Konia! Konia! Królestwo za Konia!
Koń kuternoga słysząc te słowa, galopem pognał do wiedźmy i zarechotał:
- Dajta mi jabłka!
- A znasz muchomorka – zapytała wiedźma.
- To ten bezmózgi koń, wiedźmo?
I przechadzał się pająk po wiedźmie.
- O rety! To sam spiderman, który gra na arenie cyrkowej pośród goryli które nosiły na plecach lśniące zające.
Lecz zające zirytowane faktem iż za 5 złotych musiały spuścić galoty, obróciły się kuperkiem do widzów, z wiadrami pełnymi rydzów, a że był to tłum jasnowidzów, rzekli:
- Niech każdy chwyci swą żonę i mówi „O mój ty drogi robaczku świętojański” Abyś w żabę się przemienił i cukierki zostawił zającom!”
Wtedy nadleciały wściekle latające dywany:
- Uwaga! Krowy spadają i lądują w wesołym miasteczku i zasiadają przy pysznym ciasteczku.
Lecz ciasteczko nagle oczy otwarło i na cały głos się rozdarło:
- Rising Suns jest the best!
Te słowa usłyszała pewna zołzowata osoba. Zwano ją Roszpunką. Słynęła z Malagi, TikiTaków i kasztanków które siedziała i zawijała w te sreberka. Wyszła z tego wszystkiego kinder niespodzianka z której wykluła się jagodzianka. Roszpunka we wściekle czerwonych zołzowatych oczach i dwóch francuskich warkoczach, stała na rożarzonych węglach z pieca aż zadarła jej się kieca. A że była marnej jakości, materiał był chyba z odzysku, który nosili baba z dziadem. Zamiast prać, przewracali na lewo i nie cerowali wcale. Więc wyglądała jak durszlak z którego z upływem lat poszło robactwo w świat, to na przód, to na wspak. Pozazdrościł im Wiedźmin tego, że bita śmietaną smarowali się codziennie wykrzykując że:
- Baba Jaga jest małą jaskrawą wróżką wyginająca swoje ciało podczas kursu tańca breakdance.
A więc Wiedźmin nie wytrzymał, zapisał się na taniec brzucha gdzie poznał rozbrykane giga kangury, które mordy miały jak szczury i nosiły wojskowe mundury. Zaczęli tańczyć kankanem próbując przy tym napić się z gwinta szampanem. Lecz bąbelki były tak intensywne, że kangury wraz z Wiedźminem pląsali na polu kukurydzy. Przyszedł Jack Frost i powiedział:
- Won do budy bo łańcuch skrócę!
Przerażony J.F. poszedł do sąsiada i stwierdził:
- Arbuza bym sobie zjadł.
Sąsiad rzecze oburzony:
- Zaraz Ci dam, tylko musisz dla mnie cmoknąć kozę w jej olbrzymi, śmierdzący i włochaty pysk, bez zatykania nosa.
- To zjem kabanosa z piekielnie najostrzejszą papryczką świata,
Po czym puściła potężnego bąka. Zanieczyszczenie powietrza po nim było, aż warstwa ozonowa zadrżała. Wtem świecące zające doszły do wniosku, ze kosmos czeka otworem.
Więc wybrały się w ostatnią podroż swojego życia – rejs dookoła świata trójnogim rowerem. Mijały dni, miesiące, lata zanim dotarły do azylu. Azylu pełnego rozbrykanych i skrzących się istot! Przypomniały sobie, że gdzieś już słyszały o ty miejscu!
- Rising Susn! To jest to miejsce The best!
Zaufały swej naturze i zagościły tu na dłużej! Tak już czterolecie im minęło i choć sporo osób się tam przewinęło, do tej pory to miejsce nie wyginęło!
Comments